Wyjazdy do kina 2010/2011

 

  • „Stosunki międzymiastowe”

Ta historia miłosna nie tylko zaczyna się, ale i rozwija dość beztrosko: ona, Erin, (Drew Barrymore) i on, Garrett (Justin Long) poznają się latem w Nowym Jorku. Potem wydarzenia toczą się według odwróconego romantycznego schematu: seks bez planowania ciągu dalszego, wspólne śniadanie, niezobowiązujące spotkania, a na końcu – kiełkujące uczucie. I dopiero, gdy w grę zaczynają wchodzić silniejsze emocje, pojawiają się problemy na usłanej przyjemnościami drodze wakacyjnych kochanków: ona po skończonym stażu w nowojorskiej gazecie wraca do San Francisco, on z powodu pracy musi zostać. Jednak żadne nie potrafi pogodzić się z rozstaniem. Zatem spędzają godziny na smsowaniu oraz wyszukiwaniu tanich połączeń samolotowych, by w końcu po miesiącach cierpienia w celibacie polecieć do partnera na drugi koniec Stanów.
Podczas gdy główni bohaterowie nie mogą się zdecydować, po której stronie barykady będzie fajniej, ich rodzina i przyjaciele mogliby służyć za definicje odpowiednio stabilizacji i hedonizmu. Po stronie wolności stoją kumple Garretta – niezbyt atrakcyjni fizyczni dowcipnisie, wiecznie poszukujący dziewczyn. Po stronie stabilizacji jest siostra Erin (bardzo dobra roli Christiny Applegate jako histeryczno-pedantycznej pani domu) z przyległościami, czyli mężem o fizjonomii drwala, córką i homogenicznych znajomymi. W sumie wychodzi na to, że nikomu z nich nie jest specjalnie wesoło. Nawet spokojny z pozoru mąż siostry w jednej ze scen wylewa wszystkie swoje frustracje, przywodząc na myśl podobną scenę z „W chmurach”. Ale oczywiście nie macie co spodziewać się po „Stosunkach…” masy przenikliwych obserwacji współczesnych relacji międzyludzkich. Za to kilku gorzkawych spostrzeżeń, dzięki którym po seansie nie grozi Wam przesłodzenie.
Jeden z amerykańskich krytyków określił „Stosunki…” jako nieudolne miotanie się pomiędzy Norą Ephron a Juddem Apatowem. Fakt, obie komediowe tendencje mieszają się tu, czasem nawet w ramach jednej sceny. Ale to zaleta, a nie wada. Co więcej – miks przeciwstawnych tendencji sprawia, że bohaterowie stają się bardziej wiarygodni. Z jednej strony chcą być razem, na zawsze i na wyłączność. Lecz życie zmienia te wyobrażenia: bo pojawia się brak zaufania, bo kariera okazuje się ważniejsza itp. Starają, by było słodko i romantycznie jak z Meg Ryan, ale wychodzi z tego sprośny rechot supersamca. Co prawda widz może się zdziwić, gdy w jednej scenie Erin tęskni przy bożonarodzeniowej pioseneczce do swojego wybranka, a w innej rzuca się na tegoż wykrzykując, na ile to procent jego przyrodzenia ma ochotę. Scenarzysta był bliski przeszarżowania miksując słodkiego komromcia z rubasznym dowcipem. A jednak udało mu się (z dużą pomocą aktorów) stworzyć postaci niejednoznaczne: niby nowoczesne, wyzwolone (cokolwiek ten nadużywany przymiotnik miałby oznaczać), a jednocześnie pragnące stabilnego związku. Ich związek ma szansę na krótkotrwały happy-end, a co po napisach końcowych? Pewnie kolejny związek na wyłączność.
Rozwój zdarzeń w „Stosunkach…” Was nie zaskoczy, ale to nie zmienia faktu, że bardzo dobrze ogląda się zmagania bohaterów z przeciwnościami na drodze do szczęśliwego związku. Choć trafiło się tu kilku ogranych dowcipów, to w sumie momentów do wybuchów głośnego śmiechu na sali nie zabraknie.
Źródło: www.filmweb.pl

 

  • „Zanim odejdą wody”

 

Biznesmen Peter Highman (Downey Jr) pragnie jak najszybciej dotrzeć do Los Angeles. Za kilka dni na świat ma przyjść jego pierwsze dziecko, więc zależy mu na tym, aby być obecnym przy porodzie. Na lotnisku bohater poznaje przypadkowo początkującego aktora, Ethana Trembleya (Galifianakis), któremu marzy się kariera w Hollywood. Spotkanie przynosi daleko idące konsekwencje. Niezrównoważony Ethan doprowadza do tego, że obaj zostają usunięci z samolotu zmierzającego do Miasta Aniołów, zaś Peter otrzymuje dodatkowo od władz zakaz latania. Jakby tego było mało, przyszły ojciec gubi portfel z dokumentami i kartami kredytowymi. Decyduje się więc przyjąć ofertę Ethana, który proponuje mu podwiezienie.

Podróż przez Stany Zjednoczone staje się dla Petera okazją do przyspieszonego kursu ojcostwa. Musi bowiem opiekować się czterdziestoletnim brodatym dzieckiem, które popala trawę (rzekomo z powodu jaskry), masturbuje się na widoku przez kilkadziesiąt minut i z premedytacją zamawia w knajpie naleśniki, choć wie, że ma na nie uczulenie. Ethan jest chimeryczny, kapryśny i ciągle zadaje kłopotliwe pytania. Gdyby chodził do przedszkola, Peter przełożyłby go przez kolano i wlepił parę klapsów.
Reżyser Todd Phillips od początku kariery specjalizuje się w gatunku kumpelskich komediach („Old School”, „Starsky i Hutch”, „Kac Vegas”). Schemat fabuł jest zawsze taki sam: niedobrane towarzystwo spotyka na swojej drodze coraz dziwaczniejsze indywidua i co rusz ładuje się w tarapaty. Wszystko po to, by na końcu przejść przemianę wewnętrzną i odkryć potęgę przyjaźni. „Zanim odejdą wody” podąża przetartym szlakiem: Downey Jr. i Galifianakis stanowią wdzięczne ekranowe duo, zaś tempo ich przygód nigdy nie schodzi poniżej pięciu kawałów na minutę. Twórcy nie znają żadnych świętości – w filmie znalazły się żarty między innymi z kalekich weteranów wojennych oraz związków międzyrasowych. Dodatkowa gwiazdka należy się Downeyowi Juniorowi za autoironię. W scenie na lotnisku w bagażu jego bohatera zostaje znaleziona fifka. Nigdy w życiu nie brałem narkotyków – zarzeka się boski Robert, który w latach 90. był jednym z największych admiratorów niedozwolonych używek w całym Hollywoodzie.
Komedia Phillipsa nie jest, niestety, pozbawiona wad. Najsłabiej wypada wątek rodzenia się sympatii między Peterem a Ethanem. W pewnym momencie wydaje się wręcz, że nagła zmiana stosunku do Trembleya wynika u bohatera wyłącznie z powodu… zaczadzenia dymem marihuany! Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło: w zabawnej scenie narkotycznego zjazdu wykorzystano genialny numer Pink Floydów „Hey You”.
W sumie kawał 100-minutowej ostrej jazdy i dobrej zabawy.
Źródło: www.filmweb.pl

 

  • „Turysta”


„The Tourist” to remake francuskiego thrillera „Anthony Zimmer” z 2005 roku. Film opowiada o amerykańskim turyście (Johnny Depp), który znajduje się w niebezpieczeństwie z powodu spisku uknutego przez agentkę Interpolu (Angelina Jolie). Kobieta wykorzystuje go jako przynętę, by wywabić z kryjówki nieuchwytnego przestępcę, z którym kiedyś miała romans.

 

 

 

 

 

 

 

Wyjazdy do kina 2011/2012

 

  • „Zemsta cieciów” - reżyseria Brett Ratner


      21 listopada 2011 roku w ramach koła STOP – KLATKA wybraliśmy się na film „Zemsta cieciów”. Seans okazał się lekką komedią, która dostarcza widzowi pocieszające przesłanie, które brzmi - „źli zostaną ukarani”. Ale zacznijmy od początku. Fabuła opowiada historię bogacza Shawa, który zarabia krocie spekulując cudzymi wieloletnimi oszczędnościami (kojarzycie Bernarda Madoffa? - bingo!). Milioner mieszka w luksusowym apartamentowcu. Życie bogaczy zostało kontrastowo zestawione z troskami dnia codziennego personelu budynku. Pewnego dnia wychodzą na jaw malwersacje finansowe Shawa, wtedy „ciecie” postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Fabuła rozbawiła nas, gra aktorska też była zadowalająca, ale muszę subiektywnie przyznać, że oglądaliśmy już ciekawsze filmy.   

 

 

 

 

 

  • „W ciemności” - reżyseria Agnieszka Holland


19 stycznia 2011 pojechaliśmy do kina na film w reżyserii Agnieszki Holland „W ciemności”. To niesamowita opowieść o historii kilku Żydów lwowskich, którzy w obawie przed śmiercią, ukryli się w kanałach. W przeżyciu pomaga im kanalarz, drobny złodziejaszek – Leopold Socha (świetna gra aktorska Roberta Więckiewicza). Główny bohater początkowo pomaga innym ze względu na kwestie finansowe -  po prostu bierze pieniądze za pomoc. Z czasem jednak między nim a grupą Żydów tworzy się pewna nić porozumienia i sympatii (w przypadku Sochy chyba empatii). Bohater z wielkim heroizmem walczy o ocalenie kilku ludzi, walka ta zwieńczona zostaje sukcesem.
Film pokazuje rzeczywistość wojenną w bardzo dramatyczny sposób – bohaterowie w każdym niemal momencie ocierają się o śmierć. Nie jest również brak scen naturalistycznych, przykładem może być poród jednej z Żydówek w kanałach. Wstrząsające obrazy, klaustrofobicze pomieszczenia, ścieranie się różnych charakterów ludzi – to elementy, które długo pozostają w pamięci. Nikt z wychodzących z kina, nie pozostał obojętny na to co zobaczył. Początkowo trudno było wydusić z siebie opinię, ponieważ czuliśmy się bardzo wzruszeni. Na jedno nurtujące nas pytanie nie znaleźliśmy odpowiedzi, dlaczego w początkowych scenach pojawiło się tak wiele scen erotycznych.

 

Ola Kołtun i Ania Dombek

 

Recenzja filmu "Nad życie"


     Uczestnicy kółka filmowego "Stop - klatka" odbyli w maju koleją wycieczkę do kina. Tym razem był to polski film pt. "Nad życie", opowiadający historię polskiej siatkarki Agaty Mróz.
      Agata Mróz (Olga Bołądź) choruje na białaczkę, mimo tak poważnej choroby jest świetną siatkarką, robi to co kocha. Jednak w jej życiu wszystko zaczyna się zmieniać. Poznaje Jacka (Michał Żebrowski), zakochuje się. Gdy dowiaduje się, że jest w ciąży jest szczęśliwa, wreszcie znajduje prawdziwy sens życia. Mimo sprzeciwu męża i lekarzy decyduje się na urodzenie dziecka. W jej decyzji wspiera ją jedynie doktor Bielecka (Danuta Stenka). Po przyjściu na świat Lilianki małżeństwo jest bardzo szczęśliwe, lecz nie trwa to długo - niestety lekarzom nie udaje się uratować Agaty. W filmie występują momenty symboliczne - takie jak wyburzenie ściany w mieszkaniu przez Jacka. Sytuacja ta ma symbolizować zmianę w ich życiu. Innym przykładem jest ścięcie włosów przez Agatę, oznaczające gotowość do walki o własne życie. Nastrój filmu często skłania nas do refleksji nad własnym życiem i jego sensem. Film trzyma w napięciu, mimo tego iż każdy wie jakie będzie jego zakończenie. Równocześnie jest niezwykle wzruszający. Moim zdaniem gra aktorów była przejmująca i wzruszająca. Obsadę filmu tworzą gwiazdy polskiego kina takie jak Danuta Stenka, Michał Żebrowski czy Olga Bołądź. Muzyka towarzysząca akcji wzmacniała napięcie oraz wzbudzała emocje, momentami była także przytłaczająca i smutna.

Gosia Bartosz

 

„Nietykalni”
   
     21 maja 2012 roku w ramach koła filmowego STOP-KLATKA pojechaliśmy do kina na film w reżyserii Oliviera Nakache i Erica Toledano pt. „Nietykalni”. Jest to oparta na faktach historia sparaliżowanego milionera, który zatrudnia do opieki nad sobą młodego chłopaka z przedmieścia. W filmie zderzają się dwa kontrastujące ze sobą światy. Czarnoskóry emigrant wychowany w otoczeniu blokowisk zupełnie nie pasuje do eleganckiego domu Philippe. Jednak w wyniku spotkania dwóch osób o całkowicie odmiennych charakterach i różnych sposobach patrzenia na świat, rodzi się prawdziwa przyjaźń, która wzajemnie ich ubogaca. Philippe zaczyna cieszyć się życiem, a jego opiekun, który niedawno opuścił mury więzienia, odzyskuje wiarę we własne możliwości. Film „Nietykalni” bawi, a jednocześnie pobudza do refleksji.

Natalia Oleksik